Głęboko zatopione w długach, Zabrze stoi na krawędzi finansowej przepaści, z prawie miliardem złotych długu. Miasto znajdzie się w niepewnej sytuacji, jeśli nie dostanie 200 milionów złotych pożyczki, o którą zaaplikowało do resortu finansów. Agnieszka Rupniewska, obecna prezydent miasta, wraz ze swoim zespołem, przekazała informacje dotyczące finansowego kryzysu miasta 24 września. Mieszkańcy Zabrza powinni gotować się na ciężkie czasy. Tymczasem, w magistracie trwają intensywne rozmowy.

Agnieszka Rupniewska wyjaśniła, że brakuje 200 milionów złotych, aby bilans miasta na koniec roku był zrównoważony. W celu uzyskania tych funduszy, ratusz złożył wniosek o pożyczkę do Ministerstwa Finansów. Skarbiec miejski jest niemal pusty, a poziom zadłużenia szokujący. Pierwszy pakiet środków oszczędnościowych ma zostać przedstawiony już w październiku.

Podczas kadencji poprzedniej prezydent, Małgorzaty Mańki-Szulik, zadłużenie miasta do końca II kwartału 2024 roku osiągnęło astronomiczną sumę 883 milionów 578 tysięcy złotych. Sekretarz miasta, Łukasz Urbańczyk, podkreślił, że gdy Małgorzata Mańka- Szulik obejmowała swoje obowiązki, dług Zabrza wynosił jedynie 64 miliony 783 tysiące złotych. W ciągu swojej 18-letniej kadencji, zwiększyła zadłużenie miasta o olbrzymią sumę – aż 818 milionów 795 tysiąc złotych.

Zabrze stoi na granicy bycia wypłacalnym. A co jeśli pożyczka nie zostanie przyznana? Czy miasto skierowane zostanie na drogę bankructwa? Wiceprezydent miasta, Tomasz Olichwer, zapewnił, że istnieje „plan B”.

– Nie chciałbym tego nazywać bankructwem – będziemy borykać się z problemami płatniczymi. Ale bankructwo to za silne słowo. Mamy kwestie związane z płynnością – pojawiły się już w momencie, gdy objęliśmy urząd. Pani skarbnik poinformowała nas 5 czerwca, że nie dysponujemy środkami na wykonanie jakichkolwiek płatności. Musieliśmy podjąć surowe decyzje – wyjaśnił wiceprezydent Olichwer.